Recenzje

„The Bad Batch” S02E05 („Pogrzebani”) – wrażenia z odcinka

Za nami premiera 5. odcinka 2. sezonu Parszywej zgrai na Disney+. O ile poprzedni epizod animacji odbił nieco od głównego wątku fabularnego, ale w zamian za to znacząco rozwinął postacie Techa i Cid, tak najnowszy można już nazwać typową zapchajdziurą, która przy okazji próbuje przedstawić nam nową, niezbyt interesującą postać poboczną.

W odcinku pod tytułem Pogrzebani bohaterowie wyruszają wraz z Phee – samozwańczą poszukiwaczką artefaktów – na wyprawę, której celem jest odnalezienie pewnego ukrytego skarbu. Do miejsca docelowego doprowadza ich kompas, przypadkowo odnaleziony przez Omegę i Wreckera na wysypisku. Okazuje się, że ujawnia on położenie tzw. „Serca Góry” – starożytnego kamienia o nieznanym przeznaczeniu – znajdującego się w Potrójnym Systemie Kaldar.

Oddział 99 i Phee docierają pod wskazane współrzędne, po czym udaje im się dostać do tajemniczego labiryntu. Tam czeka na nich kilka zagadek, groźne stworzenia i spadające głazy. Kiedy w końcu odnajdują kamień, okazuje się, że jego wyjęcie aktywowało wielkiego „robota”, w którego wnętrzu cały czas się znajdowali, i aby uniknąć zniszczenia przez maszynę okolicznych terenów wraz ze znajdującym się nieopodal statkiem, Phee musi zrezygnować z potencjalnego zarobku, umieszczając kryształ z powrotem na swoim miejscu. Ostatecznie wszystko kończy się happy endem, a drużyna po raz kolejny wraca z misji z niczym. I to w zasadzie cała fabuła tego epizodu…

Przyznam, że jestem nieco zawiedziony. Po pierwszych czterech odcinkach tego sezonu Star Wars: The Bad Batch, które oglądało mi się bardzo przyjemnie, spodziewałbym się znacznie więcej, nawet po typowym zapychaczu. W ukazanych wydarzeniach brakowało odczuwalnej stawki (tak jak poprzednio, gdy Tech wziął udział w niebezpiecznym wyścigu, na szali stała wolność Cid), żadne z napomkniętych tajemnic z zamierzchłych czasów nie zostają rozwikłane, a jakiegokolwiek morału próżno szukać nawet pod jednym z wszędobylskich głazów. Całokształt do pewnego stopnia ratuje wciąż doskonała muzyka Kevina Kinera, będąca łyżką miodu w beczce dziegciu.

Phee to w moim odczuciu taka nieudana podróbka Hondo Ohnaki – chciwa piratka, próbująca rzucać dowcipami na prawo i lewo, które jednak częściej wywołują konsternację niż rozbawienie. Nie mogę powiedzieć, że to z gruntu źle napisana postać, ale jest po prostu nijaka, chociaż serial usilnie próbuje zakomunikować nam, że powinniśmy podchodzić do niej inaczej.

Podsumowując, 5. odcinek nie wnosi nic ciekawego do fabuły ani rozwoju protagonistów Parszywej zgrai. Gdybyście go nie obejrzeli, to prawdopodobnie nawet tego nie zauważycie w przyszłym tygodniu. Jeżeli zatem nie macie czasu na seans, to możecie spokojnie iść spać, bowiem tym razem nie straciliście zbyt wiele.

Podobne posty

Jeden komentarz

  1. Typowy zapychacz z punktu widzenia fabuły i rozwoju postaci, ale przyjemnie się oglądało bo nawiązań i easter eggów co nie miara – serce góry i ogólnie ten „grobowiec” to wypisz wymaluj Erebor i arcyklejnot Thorina z Hobbita, ten ala smok co go bronił to taki Smaug, kompas to nawiązanie do Indiana Jonesa, gdzie podobny, również poprzez prześwietlenie na środku pokazywał mapę do arki przymierza, grobowiec pod kątem świecących symboli przypomina świątynie pierwszej cywilizacji z serii Assassins Creed, w których ukryte były fragmenty edenu. Kształt tego „serca góry” łudząco podobny do kamieni aktywujących ochronę Ziemi w filmie Piąty Element z Brucem Willisem. A ten robot co się potem złożył to trochę taka Mechagodzilla :D Tylko tego robocika tej piratki szkoda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button

Wykryto Adblocka :(

Hej! Nasza strona to owoc pracy pasjonatów, lecz musi się również utrzymać! Działamy głównie dzięki reklamom, które wyświetlamy. Rozważ wyłączenie Adblocka, aby zapewnić nam możliwość dalszego dostarczania ciekawych treści.