Recenzje

Star Wars: Więzy krwi – recenzja

„Tłum w dole wybuchł oklaskami i wiwatami świadczącymi o entuzjazmie, jakiego Leia od dawna nie oglądała. Czyżby jej przesłanie naprawdę do nich dotarło? Czy zrozumieli, jak kruchy stał się ich pokój? Czy spróbują przekonać teraz swoich senatorów, by zakończyli niekończące się spory o błahostki i wreszcie zapewnili galaktyce godziwe przywództwo?

Wówczas usłyszała dobiegający z góry wysoki, dźwięczny odgłos przelatujących nad głowami X-wingów. Zaczęły się pokazy lotnicze – to właśnie dlatego zebrani wiwatowali. W ogóle nie słyszeli jej ostatnich słów.”

Star Wars: Więzy krwi (ang. Star Wars: Bloodline) to powieść należąca do nowego kanonu Gwiezdnych wojen, stanowiąca wprowadzenie do filmu Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy. Jest to kolejna książka (po Star Wars: Utracone gwiazdy), która wyszła spod pióra utalentowanej autorki bestsellerów New York Timesa, Claudii Gray.

Za polskojęzyczne wydanie odpowiedzialne jest wydawnictwo Uroboros, zaś przekładem zajęła się Anna Hikiert. Wzorem większości wydawanych w Polsce książek nowego kanonu, ta również umieszczona została w miękkiej, matowej okładce ze skrzydełkami. Projekt okładki nawiązuje bezpośrednio do tytułu powieści – księżniczka Leia przedstawiona została na tle maski Dartha Vadera. W środku znajdziemy 478 stron tekstu.

W chronologii świata Więzy krwi umieszczone zostały na kilka/kilkanaście lat przed wydarzeniami z Przebudzenia Mocy (nie jest to dokładnie wyszczególnione w książce, ale Leia opisywana jest w niej jako kobieta w wieku około 40 lat, zaś w VII Epizodzie była już dużo starsza). Jeśli miałbym w jakiś sposób sklasyfikować omawianą powieść, to powiedziałbym, że jest ona mocno osadzona w realiach politycznych z domieszką sensacji. Jest tu wyraźnie nakreślony wątek politycznej walki dwóch ugrupowań Galaktycznego Senatu – populistów i centrystów – oraz motyw śledztwa, które Leia Organa stara się przeprowadzić wraz z młodym senatorem przeciwnej partii – Ransolmem Casterfo. Śledztwo, które w pewien sposób przewija się przez całą powieść, prowadzi Leię i Ransolma na trop potężnego kartelu przestępczego, finansowanego przez jeszcze potężniejszą, tajemniczą grupę. Dalszych szczegółów śledztwa i nazwy wspomnianej grupy nie będę Wam zdradzał w mojej recenzji, żebyście mogli samodzielnie odkryć tę zagadkę na kartach powieści.

Brnąc przez kolejne rozdziały, nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że czytam książkę opowiadającą o Senacie z czasów Wojen klonów. Mamy tu brudną grę polityczną, powszechne zepsucie po obu stronach konfliktu, uwypukloną gnuśność Senatu i jego niemoc do podjęcia zdecydowanych działań, które zapobiegłyby kryzysom. Znajdzie się również motyw zdrady, w założeniu mającej doprowadzić do transformacji Nowej Republiki w narzędzie ucisku. Wszystko to okraszone zostało kilkoma momentami wartkiej akcji, sprawnie komponującymi się z całością historii.

Skoro temat wątków fabularnych mamy za sobą, to nie mógłbym nie wspomnieć o bohaterach. Stanowią oni wyrazistą, autentyczną i interesującą zbieraninę. Oczywisty jest przykład Lei Organy, której charakter i styl bycia został bardzo dobrze odwzorowany przez Gray. Skoro jest i Leia, to nie może zabraknąć Hana Solo, prawda? Nie spodziewajcie się jednak zbyt dużej roli słynnego szmuglera – zepchnięto go na dalszy plan, co jest zrozumiałym zabiegiem, biorąc pod uwagę charakter książki i niechęć, jaką przemytnik darzył szeroko pojętą politykę. Za Hana z nawiązką nadrabia jednak Ransolm Casterfo. Jest to postać, którą określiłbym mianem „sprawiedliwego pośród niesprawiedliwych”. Wywodzi się on z partii centrystów, reprezentującej sobą ideały niebezpiecznie bliskie tym, które przyświecały Imperium za czasów Palpatine’a. Casterfo jednak, choć po części podziela poglądy swoich kolegów, jest osobą uczciwą, która udowadnia niejednokrotnie, że jest w stanie postawić dobro całej galaktyki nad partyjne interesy. W przygodach Lei towarzyszy jej także C-3PO, pełniący rolę taką, jaką pełnił od zawsze – naszego kochanego marudy (choć czasem dość przydatnego, jak sami się przekonacie). Nie zabrakło także kilku pobocznych postaci – pilota Jopha Seastrikera czy asystentki Lei – Greer Sonnel. Oboje stanowią ciekawe tło dla poczynań Księżniczki, nieraz z powodzeniem przejmując pierwsze skrzypce.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o Easter eggach, których w powieści kilka się znalazło. Znajdziemy tu nawiązania do poprzedniej książki GrayUtraconych gwiazd – oraz cyklu powieści autorstwa Chucka WendigaKoniec i początek. Nie muszę już chyba wspominać o oczywistych nawiązaniach do filmowej sagi.

Historia ukazana w Więzach krwi jest przesycona polityką, intrygami i dobrze wyważoną akcją. Powieść ta doskonale przybliża nam przyczyny osłabienia pozycji Nowej Republiki przed wydarzeniami z Przebudzenia Mocy oraz dobrze nakreśla wpływ, jaki Leia Organa miała na stan Republiki – zarówno ten pozytywny, jak i negatywny. Fabuła jest spójna i wciągająca, a większość wątków pojawia się tu po to, by spełnić swoją rolę względem całokształtu opowieści – wraz z postępem fabularnym wszystko zaczyna zazębiać się w jedną całość.

Podsumowując: czy warto zainwestować swoje galaktyczne kredyty w kolejną gwiezdnowojenną powieść Claudii Gray? Jak najbardziej. Autorka ponownie udowodniła, że Lucasfilm dokonał odpowiedniego wyboru, decydując się, by współtworzyła nowy kanon Gwiezdnych wojen.


Autor recenzji: Mikołaj Sałasiński

  • Tytuł: „Star Wars: Więzy Krwi”
  • Autor: Claudia Gray
  • Tłumaczenie: Anna Hikiert
  • Wydawnictwo: Uroboros
  • Data premiery: 3 maja 2016 (2 sierpnia 2017 w Polsce)

Dziękujemy wydawnictwu Uroboros za udostępnienie książki do recenzji.

Podobne posty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button

Wykryto Adblocka :(

Hej! Nasza strona to owoc pracy pasjonatów, lecz musi się również utrzymać! Działamy głównie dzięki reklamom, które wyświetlamy. Rozważ wyłączenie Adblocka, aby zapewnić nam możliwość dalszego dostarczania ciekawych treści.