The Mandalorian nie zwalnia tempa – trzeci odcinek o podtytule Grzech jest tak samo rewelacyjny, jak dwa poprzednie epizody, a może i nawet lepszy.
Twórców serialu należy bardzo pochwalić za ich przedstawienie. Rozdarcie bohatera na trzy różne strony, każda diametralnie różna od innych – wierność Dziecku, Gildii łowców nagród i własnemu Plemieniu – to świetny pomysł, w którym drzemie sporo potencjału na dalszy rozwój. Jestem ciekaw, jak poszczególne aspekty będą rozwijane na przestrzeni reszty sezonu.
Oczywiście serial nadal garściami czerpie z typowych tropów klasyki kina westernowego, ale to niejedyne nawiązania, jakie wykorzystano w tym odcinku. Pada tu sporo odniesień do wydarzeń, które prawdopodobnie są pokłosiem zakończenia wątku Mandalorian w serialu Rebels. Jest to też doskonałą okazją do pogłębienia kultury tego ludu i poznania pozostałych członków społeczności, spośród których zdecydowanie wyróżnia się ciężkozbrojny Paz Vizla. Pozostaje nam liczyć, że takich interakcji i poznawania samych Mandalorian doczekamy jeszcze więcej.
O technicznej stronie serialu powiedziano wiele, więc nie będę się nad nią rozwodził, zwłaszcza, że scenografie, kostiumy, muzyka… to wszystko nadal trzyma bardzo wysoki poziom. Dodam jednak, że to w moim odczuciu najlepiej wyreżyserowany odcinek – Deborah Chow (która wyreżyseruje także Kenobiego) wykonała bardzo dobrą robotę i poza trochę chaotycznym, mało dynamicznym montażem finałowej potyczki, nie mam jej nic do zarzucenia. Za to bardzo pochwalę za oświetlenie w całym odcinku – budowanie ponurego klimatu wypadło rewelacyjnie.