Recenzje

Star Wars. Thrawn: Zdrada – recenzja

Nareszcie doczekaliśmy się finału pierwszej kanonicznej trylogii Thrawna w polskim przekładzie. Trzeci tom o podtytule Zdrada wydawał się być mieszanką idealną – w końcu fabuła łączyła dobrze znany z pierwszego tomu wgląd w imperialną flotę, niesnaski między wysoko postawionymi wojskowymi oraz konfrontację z Gryskami znanymi z poprzedniej części. Czy próba dogodzenia fanom obu odsłon wypadła satysfakcjonująco, a Timothy Zahn godnie zamknął wszystkie wątki? Przekonajmy się.

Akcja Zdrady toczy się w ciągu kilku dni nieobecności Wielkiego Admirała Thrawna na Lothal, czego świadkami mogliśmy być mniej więcej w połowie finałowego sezonu Rebeliantów. Chissański admirał został zaproszony przez Wielkiego Moffa Tarkina, dyrektora Krennica oraz Wielkiego Admirała Savita do intrygującego wyzwania, którego stawką są imperialne kredyty – jeśli Thrawn rozwikła problem z dostawami części do powstającej Gwiazdy Śmierci w mniej niż tydzień, Imperium sfinansuje jego projekt TIE Defenderów. W przeciwnym wypadku pieniądze wpłyną na konto dyrektora Krennica i projektu Gwiazdeczka. Thrawn rozpoczyna więc swoje śledztwo, w którego tle przewija się inwazja Grysków, nieoczekiwana pomoc ze strony Dynastii Chissów i polityczne gry wysoko postawionych imperialnych dowódców.

Zaczynając od samej fabuły – jest w porządku, choć nie obyła się bez poważnych wad. Pierwsza połowa książki wlecze się niemiłosiernie i gdyby nie spory powiew świeżości w postaci pojawienia się Chissów i znanego z pierwszego tomu Eliego Vanto, nie znalazłbym tutaj zupełnie nic interesującego bądź czegoś, czego nie znałem po doświadczeniach z poprzednich części. Na szczęście w drugiej połowie powieść nabiera dorodnych rumieńców, intryga się zagęszcza, a kosmiczne bitwy są świetnie przedstawione. Niestety zakończenie całej powieści, a zarazem trylogii, wypadło moim zdaniem niezbyty satysfakcjonująco i bardzo pospiesznie. Nie chcę nic zdradzać, ale to wszystko poszło zbyt łatwo, a fabuła jakby urywała się w pewnym punkcie.

Sporo uwag mam również do postaci, które w dotychczasowych odsłonach trylogii prezentowały naprawdę wysoki poziom. Thrawn to nadal doskonale znany nam Admirał, co powoli staje się dla mnie męczące. Na dodatek odnoszę wrażenie, że w całej powieści było go stosunkowo mało, co irytuje jeszcze bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę marketing i sam tytuł książki. Na 440 stronach ani razu nie uznałem, że Thrawn stawiany jest przed wyborem między Dynastią Chissów a Imperium. Zdrada? Jaka znowu zdrada? Brak wniknięcia w umysł Mitth’raw’nuruodo i zwiększenie stawki wyzwania, tak, by wspomniany wybór mógł zaistnieć i był dylematem z krwi i kości, to chyba największa wada tej powieści.

Mogę także pokręcić nosem na irytującą – zwłaszcza na początku powieści – kreację zastępy dyrektora Ronana. Z pewnością cieszy obecność znanej z Sojuszy komodor Faro, która stała się pełnoprawną postacią z własnymi ambicjami i przemyśleniami, oraz Eliego Vanto – równie sympatycznego, co w Thrawnie, a na dodatek jeszcze bardziej pogłębionego przez pobyt w Dynastii. W całym kotle postaci brakuje mi również nieco większej ilości interakcji między Tarkinem a Krennikiem. W kilku momentach powieści pobrzmiewa ich konflikt, którego kulminację mogliśmy oglądać w Łotrze 1, ale chciałoby się zdecydowanie więcej. Zwłaszcza, że imperialną pustkę wypełnia głównie Admirał Savit, który, choć jest dobrze rozpisaną postacią, to nie pojawia się zbyt często.

Zahn zdążył już nas przyzwyczaić do dobrego pióra i tym razem nie jest inaczej. Powieść jest dobrze napisana, czyta się ją łatwo i przyjemnie. Odnoszę wrażenie, że jednocześnie tym razem zabrakło trochę pierwiastka znanego jako „rozwijanie świata”. Poza dość znacznym poszerzeniem naszej wiedzy o Chissach i nieco szerszym poznaniem Grysków, Zdrada nie oferuje na tym polu zbyt wiele, a nawet i nawiązań do innych dzieł jest wyjątkowo mało – co zaskakujące, nawet do Rebeliantów.

Zdrada to w moim odczuciu najgorsza odsłona trylogii. Ogromnie boli mnie brak wystawienia Thrawna na próbę i postawienia go przed tytułowym aktem, który uczyniłby tę powieść, jak i samą postać Wielkiego Admirała, dużo ciekawszą i bardziej oryginalną. Interesująca intryga stara się dotykać rzeczy większych niż poprzedniczki, co moim zdaniem odbija się na ilości miejsca dla postaci, a osadzenie akcji w połowie sezonu Rebeliantów mocno wiąże Zahnowi ręce, skutkując urwanym, nie do końca satysfakcjonującym finałem. Postaci poboczne starają się podnosić jakość powieści, jednak to nie wystarcza. Nadal poleciłbym ją fanom Wielkiego Admirała, ale jeśli się za takowych nie uważacie, to raczej nie stracicie zbyt wiele.


Autor recenzji: Michał Żebrowski

  • Tytuł: „Star Wars. Thrawn: Zdrada”
  • Autor: Timothy Zahn
  • Wydawnictwo: Uroboros
  • Data premiery wydania: 14 października 2020

Podobne posty

Jeden komentarz

  1. Zahn nie może, tak jak to było w przypadku dawnego kanonu, rozwijać jak mu się podoba, postaci, wydarzeń, czy świata, jest ograniczony zaleceniami Lucasfilmu . Dlatego obecne jego książki są takie a nie inne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button

Wykryto Adblocka :(

Hej! Nasza strona to owoc pracy pasjonatów, lecz musi się również utrzymać! Działamy głównie dzięki reklamom, które wyświetlamy. Rozważ wyłączenie Adblocka, aby zapewnić nam możliwość dalszego dostarczania ciekawych treści.