Recenzje

„The Bad Batch” S01E11 („Pakt z diabłem”) – wrażenia z odcinka

Najnowszy odcinek przygód Parszywej zgrai to prawdopodobnie najdziwniejszy epizod tego sezonu. Choć był on dobry, a tematyka ciekawa, tytułowa ekipa bohaterów pojawia się w nim zaledwie na chwilę, jakby została sprowadzona do roli cameo. Nie wiem, skąd u twórców wziął się pomysł na takie zagranie, zwłaszcza w momencie, kiedy już powoli zbliżamy się do finału 1. sezonu.

Akcja odcinka niemal w całości rozgrywa się na planecie Ryloth, a kamera śledzi losy przedstawicieli wysokich szczebli władzy – główną rolę odgrywa więc rodzina Syndulla wraz z klonem Howzerem, senator Orn Free Taa oraz admirał Rampart. Po zakończonej wojnie, Imperium usiłuje zaprowadzić pokój w całej galaktyce, co dla Ryloth oznacza kolejne lata okupacji i powstanie kolejnych imperialnych placówek. Wszyscy bohaterowie są zmęczeni nieustannymi walkami i mniej lub bardziej chętnie zgadzają się, iż obecność Imperium jest niezbędna. Z tego schematu wyłamuje się jedynie Gobi Glie – jeden z najbardziej zaufanych przybocznych Chama Syndulli, który już planuje przemyt broni, by Twi’lekowie nie byli bezbronni i nie polegali jedynie na klonach.

Pierwsza połowa odcinka to głównie słowne przepychanki między władzami planety, a senatorem i admirałem. Doskonale widać, że dwóm ostatnim zależy jedynie na zabezpieczeniu własnych interesów i Ryloth traktują jako drogę do celu oraz źródło wykorzystywanego do budowy okrętów metalu doonium. Poza tym spędzamy nieco czasu z Herą Syndullą i Chopperem – bohaterami animacji Rebels. Spotkanie Hery w zupełnie nowym środowisku, z innymi marzeniami i celami (w końcu jest zaledwie dziesięcioletnią dziewczynką przywiązaną do jednego miejsca) jest zaskakująco odświeżające i przyciągające do ekranu. Jednocześnie w jej charakterze już przebijają się nuty, które tak dobrze znamy z Rebeliantów.

W drugiej części epizodu przechodzimy od słów do czynów – Gobi wraz z Herą udaje się na jeden z księżyców Ryloth po przemyconą bronią, a jego kontaktem okazuje się być Bad Batch. Ta krótka, bo trwająca tylko kilka minut scena, to jedyne pojawienie się oddziału. Jak się okazuje, drużyna nadal pracuje dla Cid, co przyjąłem ze sporym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że w ostatnim odcinku Omega spłaciła cały ich dług. Dziewczynka nawet tutaj gra zresztą pierwsze skrzypce, bowiem w większym stopniu scenariusz skupia się na niej i opartej na przeciwieństwach relacji z Herą, niż na reszcie oddziału.

Na powracających z bronią na Ryloth Twi’leków czeka jednak niemiła niespodzianka w postaci Imperium. Gobi i Hera zostają oskarżeni o zdradę i podżeganie do rebelii – wtedy też do akcji wkraczają Cham z żoną, którzy starają się odbić konwój transportujący więźniów. W emocjonującej i pełnej akcji scenie pościgu przez kanion, która natychmiastowo przywołała mi na myśl Mad Maxa, udaje im się odbić więźniów. Jednak wybieg admirała Ramparta związany z celowym oddaniem pola przeciwnikowi znajduje swój (nie)szczęśliwy finał. Kiedy Cham staje naprzeciw Orna grożąc mu śmiercią, Crosshair rani senatora – teraz to rodzicom Hery grozi proces za zdradę i zamach na przedstawiciela Ryloth.

Dopiero wspominam o Crosshairze, bo choć obecny był w przeciągu całego odcinka, to poza zainstalowaniem śledzenia na statku Gobi i wspomnianym strzałem do Orna jego rola była marginalna i klon był niczym więcej niż statystą. Z jednej strony można by żałować, że twórcy nie zdecydowali się bardziej go rozwinąć, jednak ten odcinek i tak obfitował w innych bohaterów i ich rozterki. Jednym z nich jest klon Howzer, będący dla mnie największym zaskoczeniem odcinka. Cieszę się, że nareszcie doczekaliśmy w serialu występu klona, który jest ludzki i nie tak zły, jak pozostałe. Na dodatek jego bliska relacja z Chamem oznacza, że wydaje się być bardziej lojalny jemu, niż Imperium, co niewątpliwie odegra sporą rolę za tydzień.

To dobry, interesujący i przepięknie wyglądający odcinek, jednak niepasujący całkowicie do reszty serialu. Sprowadzenie protagonistów do tak skromnej roli oraz kompleksowe przedstawienie sytuacji Ryloth po Wojnach klonów sprawia, że Pakt z diabłem ogląda się bardziej jak prequel Rebeliantów, niż kolejną część przygód Oddziału 99.

Podobne posty

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button

Wykryto Adblocka :(

Hej! Nasza strona to owoc pracy pasjonatów, lecz musi się również utrzymać! Działamy głównie dzięki reklamom, które wyświetlamy. Rozważ wyłączenie Adblocka, aby zapewnić nam możliwość dalszego dostarczania ciekawych treści.