Jednym z najbardziej szokujących elementów Ostatniego Jedi była niespodziewana śmierć uznawanego wówczas za głównego antagonistę trylogii Najwyższego Wodza Snoke’a. Decyzja spolaryzowała widzów – część z nich czuła się nieusatysfakcjonowana tak szczątkowym zarysem Snoke’a w VII i VIII Epizodzie oraz jego gwałtownym zejściem ze sceny, z kolei pozostali uznali to za niezbędny element drogi Kylo Rena, wpisujący się w trend błahych śmierci złoczyńców ogarniętych pychą. Swoje trzy grosze do tej wymiany zdań wtrącił ostatnio aktor wcielający się w rolę maskotki Palpatine’a.
Andy Serkis, bo o nim mowa, udzielił wywiadu serwisowi Gizmodo w związku z premierą swojego najnowszego filmu, Venom 2: Carnage. Zapytany o odczucia względem śmierci swojego czarnego charakteru, odpowiedział:
„Byłem zdruzgotany, kiedy czytałem scenariusz, ponieważ do tej pory wszystko wyglądało świetnie. Pomyślałem: »Człowieku, przecież to główny złoczyńca! Zaczynałem uwielbiać go grać… a to? Chyba żartujesz?«. Ale potem pomyślałem: »Okej, czy to dobry pomysł? Przypuszczam, że tak, ale mimo to poczułem się nieco upokorzony.«„
Ostatecznie Serkis przyznał jednak, że kiedy szok minął i pogodził się ze swoim losem, zrozumiał, że śmierć Snoke’a była konieczna dla rozwoju Kylo oraz Rey.
„Wszystko było na swoim miejscu. Uwielbiałem grać Snoke’a, zwłaszcza konfrontacja pomiędzy nim a Kylo i Rey wyszła naprawdę świetnie.”
Aktor przyznał także, że nie miał pojęcia o tym, iż Snoke może być klonem albo inną sztuczną istotą sterowaną przez Imperatora – wszystko od czasu powstawania Przebudzenia Mocy było trzymane w tajemnicy i musiał to być pomysł, który narodził się jakiś czas później.