Za nami szósty epizod finałowego sezonu Wojen klonów, jesteśmy więc już na półmetku. Deal no Deal wypada najlepiej z opublikowanej szóstki pod niemal każdym względem – mnie zaś bardzo cieszy swoista tendencja wzrostowa, jaką wykazuje ten sezon w kwestii jakości fabuły.
Obserwujemy dalszy rozwój relacji Ahsoki z siostrami Martez, które była członkini Zakonu Jedi poznała w poprzednim odcinku. Rafa podjęła się realizacji „zlecenia” dla ważnego klienta i, jak łatwo się można domyślić, wciągnęła w całą sprawę Trace i Ahsokę (drugą z nich nieco wbrew swojej woli). „Zlecenie” okazało się kontraktem na dostawę przyprawy, którą bohaterki odebrały z planety Kessel, zaś jej adresatami mieli być Pyke’owie. Z pewnością dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, gdy wspomnę, że sprawa nie poszła zbyt gładko, a świeżo upieczone gangsterki zamiast kredytów dorobiły się potężnego wroga w postaci syndykatu zbrodni.
Choć praktycznie nie uświadczymy tu scen akcji, Deal no Deal jest moim zdaniem niezwykle udanym epizodem. Pojawiło się kilka ciekawych motywów i nawiązań, które mnie szczerze zaskoczyły – od ukazania nieco podstarzałego admirała Wullfa Yularena, poprzez wizytę na Kessel, aż po ujawnienie, że nie cała planeta jest wielką kopalnią przyprawy, ale znajdują się na niej także zalesione obszary (z początku wprawiło mnie w zdziwienie, gdy usłyszałem, że bohaterki lecą na Kessel, a moim oczom ukazał się kompletnie nieznajomy widok).
Przyznam szczerze, że nieco bałem się wątku Ahsoki na Coruscant, ale w tej chwili mogę z czystym sumieniem przyznać, że moje obawy były bezpodstawne – o ile arc opowiadający o Oddziale 99 nie skradł mojego serca, tak historia związana z siostrami Martez wciągnęła mnie bez reszty.
Z niecierpliwością czekać na kolejny odcinek The Clone Wars i mam jednocześnie nadzieję, że ostatni arc, opowiadający o Oblężeniu Mandalory, okaże się jeszcze lepszy od aktualnego. Sądzę, iż mam powody ku temu, by żywić taką nadzieję.
Jeden komentarz