Chociaż niezwykle lubię świat Gwiezdnych Wojen, nie ukrywam, że nie śledzę specjalnie żadnych eventów związanych z jego celebracją ani w Polsce, ani w moim ukochanym, rodzinnym mieście.
Biję się w pierś, bo z Holokronem było mniej więcej tak samo, jak z innymi wydarzeniami tego typu – o organizacji dowiedziałem się od Mikołaja (Redaktora Naczelnego). Po krótkiej dyskusji doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby, gdyby prócz patronatu medialnego Szumowiny wykazały się nieco bardziej. Uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie wysłanie korespondenta, który sporządzi relację z całej imprezy.
Ostatecznie pomysł ewoluował – oprócz publicystyki postanowiliśmy dodać do naszego ogródka jeszcze jeden kamyczek, ale o tym dowiecie się w swoim czasie. Teraz jednak chciałbym zaprosić Was na krótką relację z imprezy.
W ramach nakreślenia kontekstu czasoprzestrzennego: w sobotę, 24.03.2017 r., w Łódzkim Domu Kultury odbył się Holokron: zlot fanów Star Wars, który – zgodnie z informacjami zawartymi w porządnie przygotowanym i przejrzystym informatorze – miał być miejscem, gdzie można było swobodnie podyskutować z innymi fanami i przy okazji spożytkować wiedzę o uniwersum podczas walki o nagrody.
Ja pojawiłem się na Holokronie około godziny 13:00, niepozornie i ukradkiem. Chociaż nie miałem na sobie nawet koszulki z logiem Rebelii – już widzę, jak reszta Redakcji wybaczyłaby mi strój z logiem Imperium – pogoda była piękna, humor mi dopisywał, więc maszerowałem w stronę „ŁDK-u” z pozytywnym nastawieniem.
I wierzcie mi, nie rozczarowałem się!
Już w wejściu zostałem skierowany do pokoju 310 – centrum dowodzenia oraz sztabu kryzysowego w jednym. Wchodząc po schodach mijałem rebelianckich pilotów, rycerzy Jedi płci obojga oraz jednego, czy dwóch Sithów.
Najlepsze miało dopiero nadejść. Po otwarciu drzwi do przestronnego pokoju przywitał mnie imperialny szturmowiec wyglądający, jakby dopiero co wrócił z misji na Tatooine. Nie mam co prawda zbyt dużego doświadczenia, jeśli chodzi o obecność na konwentach i ich ocenę, ale powiem Wam, że wszystkie te stroje wyglądały naprawdę profesjonalnie.
Jakie były moje dalsze losy w pokoju nr 310 powinniście dowiedzieć się już za kilka dni, tymczasem powiem jeszcze króciutko o tym, co mogliśmy podziwiać przez całą sobotę na trzecim i czwartym piętrze Łódzkiego Domu Kultury.
Oprócz wspomnianych już konkursów, których wachlarz był naprawdę szeroki (od typowych zgadywanek po naprawdę trudne określanie utworów muzycznych, czy wymagające konkursy z wiedzy technologicznej), Łódzki Fanklub Star Wars zadbał także o fanów gier planszowych oraz bardzo dużą grupę moli książkowych – czytelnia oferowała duży wybór literatury gwiezdnowojennej (od współczesnych komiksów, czy książek z Nowego Kanonu aż po prawdziwe retro perełki).
Co do samej imprezy, to wszystko, od konkursów, przez dyskusje aż po rozgrywki gier planszowych, nie dość, że przebiegało sprawnie, to w naprawdę pozytywnej atmosferze. Cywilizowanej wymianie myśli towarzyszyło poczucie wspólnoty, element, moim zdaniem, niezwykle istotny dla atmosfery na tego typu imprezach. Każdy mógł się wypowiedzieć, przedstawić swoje racje, a na tych, dla których robiło się za głośno czekała czytelnia. To był naprawdę miło spędzony czas pośród ludzi kochających Gwiezdne Wojny!
Lepszego początku przygody ze zlotami fanów Star Wars nie mogłem sobie wymarzyć!
Jeśli nie mieliście szansy pojawić się na Holokronie w tym roku, to możecie przestać się martwić – organizatorzy zapowiedzieli, że za rok również poprowadzą podobne wydarzenie. Po więcej szczegółów odsyłamy Was na ich fanpage.
Jeden komentarz