Po ponad miesięcznej przerwie ponownie możemy oglądać nowe odcinki animacji Star Wars: Resistance. Szkoda tylko, że najnowszy zupełnie nie zaspokoił mnie pod kątem tego, czego oczekiwałem po świetnym trailerze drugiej połowy sezonu…
W odcinku zatytułowanym Bibo jesteśmy świadkami przygarnięcia przez Neeku pewnego dziwacznego stwora, którego imię to właśnie tytuł najnowszego epizodu. Niestety, nie odbywa się to bez komplikacji dla drużyny Fireball oraz całej stacji Colossus, która zostaje zaatakowana przez potężną, podwodną bestię. Jak można się zatem domyślić, fabuła nie została popchnięta do przodu – odcinek w zasadzie sprawia wrażenie swego rodzaju przypomnienia bohaterów po przerwie świątecznej.
Zacznę standardowo od plusów odcinka. Walka Asów z potworem wyglądała naprawdę ciekawie, wyraźnie widać było współpracę i zgranie, jakie panuje w całej drużynie. Ponadto w końcu na chwilę dłużej mogliśmy zawiesić oko na pomijanych do tej pory Asach, a mianowicie na Griffie i Bo. Nie tylko w kontekście samej walki, ale i całego odcinka, muszę również oddać, że był to jeden z lepiej wyreżyserowanych epizodów serialu. Ucieszyłem się z powrotu żółwiej rasy Chelidae oraz rodzeństwa znanego nam z odcinka The Children from Tehar. Co do dziewczynki, Eili, mam również pewne podejrzenia odnośnie jej znaczenia w przyszłości, ale nie chcę nikomu zdradzać zdolności, jakimi się posługuje. Skoro już o powrotach mowa, pojawiła się ponownie Synara. Z pewnością na plus należy zaliczyć fakt, że nie jest ona jeszcze w pełni nawrócona i cały czas po kryjomu układa się z piratami.
Niestety większość tych pozytywów blednie w obliczu wad odcinka. Jest on tak do bólu przewidywalny, że od samego niemal początku można domyślić się relacji między zwierzętami, które pojawiły się na ekranie. Mam także nadzieję, że nie skończy się to tak, jak w Rebeliantach i ów morski stwór nie przybędzie w ostatnim momencie finału sezonu, żeby wspomóc głównych bohaterów – co za dużo, to niezdrowo. Żałuję również, że w zakończeniu zabrakło podziękowań ekipy Asów skierowanych do Kaza z racji jego pomocy w walce ze stworem.
Na osobne laury w dziedzinie tragicznego poprowadzenia postaci zasługuje jednak kreacja Neeku. O ile po pierwszych odcinkach był on odrobinę denerwujący, to pod koniec pierwszej połowy sezonu udało mi się go polubić. Jednak po tym jednym odcinku moja opinia o nim spadła tak nisko, jak nigdy dotąd – tak irytującego i głupiego bohatera chyba do tej pory nie widziałem ani w Wojnach Klonów, ani w Rebeliantach. Mam nadzieję, że jeśli będziemy zmuszeni pożegnać na zakończenie sezonu jakiegoś bohatera, to będzie to właśnie Neeku…
Jeden komentarz