Pierwsza środa miesiąca oznacza dla fanów Gwiezdnych wojen jedno – to czas na premierę nowych zeszytów serii komiksowych z ery The High Republic. Z lekkim poślizgiem sprawdźmy, jak prezentują się kontynuacje poprzednich komiksów od wydawnictw Marvel oraz IDW.
Cavan Scott dostarczył nam kolejny fenomenalny zeszyt, którym udowadnia, że autor ten jest jednym z najlepszych twórców Gwiezdnych wojen. To świetnie zilustrowane 20-kilka stron zabawy w stylizowanym na horror klimacie. I ja to kupuję, zwłaszcza tak dobrze poprowadzoną fabułę. Zaczęte w poprzednim zeszycie śledztwo sprowadza całą naszą główną ekipę na planetę Sedri Minor, gdzie zaginął Terec. Tam poznajemy lęki mieszkańców oraz ich postrzeganie Jedi i Republiki, Ceret popada w szaleństwo z powodu dzielenia umysłu z bratem, Sskeer i Avar Kriss próbują zaplanować następne posunięcie, zaś Keeve wraz z lokalnym chłopcem próbuje rozwiązać zagadkę.
Każdy bohater rozwija się w kierunku zasygnalizowanym w poprzednich zeszytach – szaleństwo i trauma Trandoshańskiego Jedi się pogłębia, widzimy dobre serce Trennis, które w pewien sposób wpędza ją w pułapkę, a jakby tego było mało, chyba mój ulubiony występ w całej dotychczasowej erze notuje mistrzyni Avar, która nawet jako symbol „Idealnego Rycerza Jedi” fantastycznie wpisuje się w kontekst opowieści. No i zostają jeszcze wspomniane elementy horroru, za które odpowiadają tym razem Drengirowie – ich wprowadzenie jest pełne napięcia, a same istoty poznajemy jednocześnie jako bardzo obce i na swój sposób inteligentne, z uwagi na silne oddziaływanie na psychikę bohaterów.
Wiem, że pewnie przesadnie rozpływam się nad tym zeszytem, ale dawno nie miałem do czynienia z tak fantastyczną i przemyślaną historią w kanonie. Jeśli seria utrzyma poziom – a nie widzę powodu, dla którego by nie miała – to szykuje się nam prawdopodobnie najlepszy komiks od Marvela.
To dobra kontynuacja historii z poprzedniego zeszytu, choć mam z nią kilka problemów, które mocno wpływają na moją ocenę tego komiksu. Niestety, tym razem Older zrezygnował nie tylko ze świetnego zabiegu zestawienia perspektyw padawanki Luli Talisoli i czułej na Moc dziewczynki Zeen, ale zepchnął ich rolę na dalszy plan. Na ich miejsce wskoczyli za to mistrz Buck, znany również jako… „Buckets of Blood”, oraz doskonale nam znany mistrz Yoda. Szczególnie Buck przypadł mi do gustu – jego postać jest przerysowana i bardzo absurdalna na wielu płaszczyznach, ale wpasowuje się to w narrację komiksu oraz cały klimat High Republic. W sporej opozycji do niego stoi Yoda, który podczas lektury mi nie przeszkadzał, a tego się bardzo obawiałem. To on jest tym spokojnym bohaterem, podchodzącym do sytuacji na trzeźwo i ze zrozumieniem. Przy okazji dostaliśmy też perspektywę drugiej strony konfliktu, czyli Nihilów z Marchionem Ro na czele. Jego kreacja co prawda nie jest tak wyśmienita, jak w Light of the Jedi, ale to zaledwie początek i zarysowanie jego wątku w tej serii. Krótko mówiąc, podejrzewam, że jeszcze go zobaczymy.
Z pewnością zaskoczyło mnie, że niewiele w tym zeszycie się działo, a fabularnie seria wydaje się zakończyć wątek planety Trymant, bowiem w finale docieramy już na stację Starlight. W którą stronę teraz podąży fabuła? Na to będziemy musieli chwilę poczekać. Po drugim zeszycie mocno dały mi się we znaki rysunki – są ładne, nie zaprzeczę, ale bardzo męczą. Nadmiar szczegółów, a niekiedy ich całkowity brak, i ten gruby, czarny tusz, którym rysowane są wszystkie linie, stanowią nie do końca trafione połączenie, więc liczę, że po tym arcu dojdzie do zmiany rysownika. Zwłaszcza, że akurat gwiezdnowojenne pozycje od IDW zawsze brylowały pod kątem wizualnym.
Jeden komentarz