Czarne tło, z którego wyłania się powoli klasyczne, zielone logo Lucasfilmu. Chwilę później słychać „Main Title” Johna Williamsa i na tle gwiazd widzimy czerwony logotyp Wojen klonów. W tak spektakularny sposób zaczyna się ostatni arc całego serialu, którego sednem jest Oblężenie Mandalory.
Jest to początek jak najbardziej udany. Pojawia się chwila na rozmowy, ale przede wszystkim dostajemy naprawdę solidną dawkę akcji, czego najlepszym przykładem jest scena otwierająca na planecie Yerbana, dająca nam posmakować pięknych scen batalistycznych, jak i dawno już niewidzianej relacji Anakina z Obi-Wanem.
Tempo odcinka nieco zwalnia na moment, kiedy Ahsoka i Bo-Katan kontaktują się z Republiką, by poprosić o wsparcie w inwazji na Mandalorę. I tutaj muszę już wbić szpilkę, a nawet dwie. Pierwsza to oczywiście kolor mieczy Ahsoki, które są niebieskie, bo, cytując Anakina, „takie są lepsze” – ciekawe uzasadnienie retconu. Z kolei druga uwaga dotyczy naprawdę absurdalnej postawy Ahsoki z rozmowie z Kenobim, która nie dość, że jest strasznie w sobie zadufana i ma pretensje, że on i Anakin muszą lecieć na Coruscant, to na dodatek następuje jej zupełna zmiana charakteru względem poprzednich odcinków i niemal bezrefleksyjnie przyjmuje postawę, że Jedi są źli… Raczej nie tego oczekiwałem i dość emocjonalne ponowne spotkanie przekształciło się w łyżkę dziegciu w beczce miodu.
Na szczęście następująca potem pierwsza faza oblężenia w pełni to wynagradza. Oprawę graficzną serialu chwalono już nieraz, jednak robi ona tak piorunujące wrażenie, że nie sposób przestać to powtarzać. Walki w atmosferze wyglądają przepięknie, czuć ogromny rozmach, a całości dopełnia muzyka, wypadająca dużo lepiej od poprzednich odcinków, choć momentami zbyt mocno polegająca na filmowym soundtracku. Ponadto doczekaliśmy się nawiązań do pozostałych dzieł kanonu – m.in. Rebels, oryginalnych Wojen klonów i komiksu Son of Dathomir – poprzez pojawienie się Ursy Wren, Gara Saxona, Rook Kast i Shaak-Ti pilnującej Kanclerza Palpatine’a.
To ze wszech miar bardzo dobry, emocjonujący odcinek, który zdecydowanie zwiększa apetyt na więcej, a minusy psują frajdę z oglądania tylko nieznacznie. Jeśli tak wysoki poziom się utrzyma, możemy mieć do czynienia z naprawdę pięknym zakończeniem serialu.
O tak! Ale ja z koleii rozumiem postawę Ashoki w stosunku do Kenobiego. Przecież po tym co powiedziała młodsza siostra Martez w celi na Obadia można wnioskować, że wzieła Sobie jej słowa do serca, więc z bardzo dobrego odcinka dałbym celujący z minusem, ponieważ faktycznie muzyka bazuje na znanych nam już motywach muzycznych z filmów.
Te miecze z koleii to tylko detal jak z Podwójną Beką w pierwszym odcinku Rebeliantów 3.