Recenzje

„The Bad Batch” S01E07 („Blizny wojenne”) – wrażenia z odcinka

Za nami siódmy odcinek Parszywej zgrai zatytułowany Blizny wojenne… i cóż to był za epizod! Nareszcie doczekaliśmy się popchnięcia głównej fabuły serialu i spotkaliśmy kolejną znajomą twarz z Wojen klonów. Choć akcji nie uświadczyliśmy tu za wiele, według mnie był to jak dotąd jeden z ciekawszych odcinków animacji.

Podobnie jak w przypadku kilku poprzednich epizodów, najnowszy z początku ponownie zabiera nas na Ord Mantell, gdzie członkowie Parszywej zgrai planują kolejne kroki na najemniczej ścieżce. Nie mija jednak wiele czasu, gdy nasza uwaga zostaje skierowana ku tajemniczej, zakapturzonej postaci, siedzącej w kantynie Cid. Okazuje się, że moje predykcje z recenzji poprzedniego odcinka były trafne, bowiem przybyszem okazuje się być Kapitan Rex, który otrzymał wieści o klonach od sióstr Martez. Po krótkim, acz ciepłym przywitaniu Wreckera znów dopada ból głowy, zaś Rex dowiaduje się od członków Oddziału 99, że dotąd nie usunęli oni jeszcze swoich chipów kontrolujących. Zdarzenie to staje się motorem napędowym całego epizodu, bowiem bohaterowie wyruszają w miejsce, gdzie będą mogli pozbyć się groźnych wszczepów.

Choć samo pojawienie się Reksa nie stanowiło dla mnie wielkiego zaskoczenia, to i tak miło było zobaczyć mojego ulubionego klona w kolejnym serialu. Twórcy bardzo sprytnie wpletli go do fabuły The Bad Batch, dając mu realny cel do wykonania – bez jego pomocy Oddział 99 nie wiedziałby, w jaki sposób poradzić sobie z chipami, a zaniechanie problemu mogłoby doprowadzić do śmierci przynajmniej jednego z członków ekipy. Zbieg ten sprawił, że cameo Reksa nie wywierało wrażenia wymuszonego fanservice’u, lecz świadomej i dobrze uzasadnionej decyzji scenarzystów.

W ten sposób wraz z bohaterami docieramy dla planetę Bracca, która powinna być doskonale znana fanom gry Jedi: Fallen Order – to cmentarzysko gwiezdnych niszczycieli, gdzie rozgrywa się prolog przygód Cala Kestisa. Jak się okazuje, już kilka miesięcy po zakończeniu Wojen klonów na planecie złomowane są republikańskie Venatory – i to właśnie jeden z nich jest celem bohaterów.

Jeśli oglądaliście finał 7. sezonu TCW, z pewnością pamiętacie, że na pokładzie Venatora (lub krążownika Jedi, jak określają je postaci w serialu) znajdowało się ambulatorium, wyposażone w sprzęt zdolny wykonać operację usunięcia chipu. Rex postanawia wykorzystać właśnie takie ambulatorium na jednym z zezłomowanych okrętów. Pomijając małą przygodę z wodnym monstrum, które niemal pożera Wreckera, misja przebiega w miarę spokojnie… Do czasu.

Tutaj znów muszę odwołać się do tego, jak dobrą decyzją było umieszczenie w tym epizodzie Kapitana Reksa. Gdyby nie jego interwencja i przekonanie Parszywej zgrai do poddania się zabiegowi, chip Wreckera uruchomiłby się w dużo mniej sprzyjających okolicznościach, co niechybnie doprowadziłoby do śmierci jego samego lub któregoś z członków Oddziału 99. Sceny prowadzące do włączenia chipu w głowie klona same w sobie były małym majstersztykiem, od początku do końca budując napięcie i sugerując nieuchronną konfrontację.

Bez krzty ironii przyznam, że niesamowicie rozczula mnie ukazanie tego, jak zażyłe więzi Omega wytwarza z pozostałymi członkami załogi. Najpierw byliśmy świadkami rozwoju ojcowskich instynktów u Huntera, zaś w najnowszym epizodzie świetnie uwydatniono bratersko-siostrzaną relację Wreckera i Omegi. Jestem zaskoczony faktem, że serial animowany w tak dojrzały i wiarygodny sposób ukazuje rozwój relacji międzyludzkich, robiąc to lepiej niż niejedna produkcja aktorska, uchodząca za poważną.

Na koniec dosłownie parę słów o muzyce i efektach wizualnych. Wiem, że w Gwiezdnych wojnach obie te kwestie zawsze trzymają wysoki poziom i jest to w pewnym sensie stan domyślny, ale tym razem podkład i obrazy przemówiły do mnie bardziej niż zwykle. Jest klimatycznie i charakterystycznie, a partytura stanowi świetne dopełnienie całokształtu widowiska. Kevin Kiner i spece od grafiki wykonali tu kawał świetnej roboty.

Podsumowując moje wrażenia, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nowy odcinek Parszywej zgrai po raz kolejny podniósł jakościową poprzeczkę całego serialu. Zastanawia mnie, jak długo twórcy będą w stanie samym sobie dotrzymać kroku i z każdym tygodniem serować nam coraz ciekawsze widowisko… Mam nadzieję, że jak najdłużej.

Podobne posty

3 komentarzy

  1. Witam… po dłuższej przerwie od komentowania. Dokładnie tak! Co za odcinek…

    O tyle o ile, ładunek emocjonalny byłby jeszcze większy, gdyby w końcu Rex powiedział w dialogach Ahsoka, ale może jeszcze na Fulcruma przyjdzie czas w kolejnych sezonach? Jak myślicie? Uraczą Nas twórcy w finale pierwszego sezonu w końcu Vaderem z Finału „TCW”? Oraz stawiam diagnoze „Bad Batch” z zapytaniem… Kim w końcu Oni będą, bo ewidentnie nie chcą się opowiedzieć po stronie Sojuszu do przywrócenia Republiki. Takie mam odczucie :p

    PzDr – Wierny Fan uniwesum „Mass Effect”. KaBeeS :D

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button

Wykryto Adblocka :(

Hej! Nasza strona to owoc pracy pasjonatów, lecz musi się również utrzymać! Działamy głównie dzięki reklamom, które wyświetlamy. Rozważ wyłączenie Adblocka, aby zapewnić nam możliwość dalszego dostarczania ciekawych treści.