Po niezwykle emocjonującym finale 7. sezonu Wojen klonów, The Bad Batch był prawdopodobnie najbardziej wyczekiwanym tytułem wśród fanów uniwersum. Dziś, w międzynarodowy Dzień Gwiezdnych wojen, ponownie mogliśmy zobaczyć w akcji Oddział 99 w premierowym odcinku nowej serii. Już w nim dostaliśmy coś, czego tak bardzo nam brakowało – szczere, emocjonujące zaskoczenie.
Już od pierwszych sekund możemy dostrzec, że wiele się zmieniło. Zaczynamy od otwarcia, które niejako oddaje hołd klasycznemu już formatowi z animowanych Wojen klonów. Narracyjny wstęp do fabuły prezentuje nam przeniesione na odmienny styl pojedyncze ujęcia z Zemsty Stihów i, co najważniejsze, umieszcza początek fabuły przed wykonaniem Rozkazu 66. Jedno zaskoczenie natychmiast przysłaniają kolejne sekundy, gdzie na tle do bólu znajomego krajobrazu bitwy Armii Republiki z Droidami Separatystów ukazuje się generał Jedi Deppa Bilaba, a po chwili również jej padawan, Caleb Dume. Ogromne wrażenie robi to, jak łatwo twórcy w ciągu niecałej minuty poczucie ekscytacji zmieniają w niepokój i strach przed nieuchronnym ciągiem wydarzeń, który ma zaraz nastąpić.
W tym napięciu można dostrzec postęp, jaki przeszła animacja w serialu. Ostatni sezon Wojen klonów postawił pod tym względem poprzeczkę bardzo wysoko, jednak widoki na pewno Was nie rozczarują. Nie tak ostre linie w rysach twarzy bohaterów, niesamowite kolory i jeszcze lepsza praca kamery. Można odnieść wrażenie, że twórcy wybrali leśną, zaśnieżoną planetę Karell specjalnie, by mieć okazję popisać się wspaniałymi ujęciami i sekwencjami. Tutaj niestety pierwsze rozczarowanie – wspaniały ruch kamery i artystyczne ujęcia niemal całkowicie zanikają po zamknięciu pierwszej części odcinka. Poziom pod tym względem pozostaje wysoki, jednak wyraźnie można odczuć różnice między pierwszym starciem Oddziału 99 w początkowej sekwencji a każdą kolejną walką.
Postawienie oddziału zmodyfikowanych klonów wobec Rozkazu 66 to jedno z najciekawszych wydarzeń, na zobrazowanie którego czekali wszyscy. Choć emocje tutaj są dzięki dobrej atmosferze i wspaniałej muzyce gwarantowane, to bardziej przyciąga uwagę niespodziewana zmiana położenia dla widza. Zamiast po stronie klonów czy Jedi, zostajemy umieszczeni w pozycji kogoś, kto nie ma pojęcia, co właściwie dzieje się wokół, a kolejne informacje są tylko bardziej sprzeczne. Głównie to stosunkowo nowe poczucie zagubienia i niebezpiecznej niepewności odpowiada za budowanie atmosfery odcinka. Dialogi wydają się wspierać ten kierunek, a niezwykle płynne zmiany lokacji nie wytrącają nas z panującego nastroju, jak się dotychczas często zdarzało. Na początku mamy do czynienia z wartką akcją, która niestety zanika z upływem czasu kosztem konsekwentnego budowania takiej właśnie konwencji fabuły.
To, co tak naprawdę najmocniej wpływa na odbiór, to zdecydowanie detale. Można odnieść wrażenie, że twórcy postanowili poprawić wszystko, co w Wojnach klonów było mało naturalne. Drobny, ale zauważalnie bardziej inteligentny humor w różnej formie. Detale, takie jak realny kształt jedzenia i przekonująca bójka w kantynie na Kamino, a także duże zmiany, takie jak nieliniowość, która jednoczenie nie czeka z odkrywaniem ważnych tajemnic w fabule. Więcej niekonwencjonalnych taktyk Parszywej zgrai i spójność. Mimo moich obaw, dłuższa – bo aż 70-minutowa – formuła nie powtórzyła błędu filmu Wojny klonów z 2008 roku i nie stanowiła bezsensownego zlepu kilku krótszych odcinków. Dialogi zauważalnie i bardziej naturalne budują postacie, unikając sztucznego budowania napięcia i absurdalnych kwestii w stylu podrzędnego kina akcji.
Jednak to właśnie rozwój i obraz bardzo wielu bohaterów są najbardziej kontrowersyjnymi kwestiami w tej recenzji. W największym skrócie w tym temacie: albo jest fantastycznie, albo bardzo dziwnie. Od wspaniałego, idealnie wręcz wykreowanego Tarkina do tragicznie nieautentycznego Sawa Gerrery. Ten drugi wydaje się być jedynie symbolicznym, pierwszym rebeliantem-idealistą, który nie ma nic wspólnego z postacią znaną nam z Łotra 1 i Rebeliantów. W środku skali bardzo poprawna Deppa Bilaba i Caleb oraz nieco prostolinijni głowni bohaterowie z Oddziału 99.
Warto poświęcić więcej uwagi dwóm najbardziej zaskakującym grupom bohaterów. Klony, jedne najbardziej docenianych i najważniejszych postaci, pokazane tuż po wielkich zmianach w galaktyce i zwycięstwie w wojnie z Separatystami, okazały się… kompletnie obce. Zamysł jest tutaj jasny – z powodu chipa kontrolującego klony od teraz bardziej przypominają szturmowców. Jednocześnie dzięki temu indywidualizm głównych bohaterów jest jeszcze bardziej widoczny. Scena na stołówce pokazuje ich najważniejsze cechy charakteru, które jednak zupełnie bledną w kontraście z identycznym wyglądem i zachowaniem. Nie jestem pewien co do spójności tego zabiegu, jednak bezsprzecznie buduje on klimat – od teraz wszystko w galaktyce będzie wyglądać inaczej. Czuć, że ci bohaterowie na zawsze zniknęli i nie mogą wrócić, co jest naprawdę przykrym odkryciem.
Drugą zaskakującą zmianą jest rozwój i nagła wielowymiarowość postaci Kaminonan. Uosobienie chłodu i kalkulacji rozsypuje się w starciu z Tarkinem oraz decyzjach o losie armii klonów. Finalnie Taun We ratuje Oddział 99, co jest chyba największym szokiem związanym z historią tych postaci i skłania do refleksji nad ich prawdziwymi, skrywanymi motywacjami. Z ich udziałem odbywa się też krótka, ale bardzo istotna dyskusja na temat opłacalności armii klonów dla Imperium, która tylko bardziej pogłębia te kwestię.
Pierwszy odcinek The Bad Batch to coś, na co warto było czekać. Dopracowany, zaskakujący, przygnębiająco naturalny i emocjonalny. Można czuć obawę, że reszta sezonu nie zdoła utrzymać tego poziomu i świeże zaskoczenie kompletną nowością zostanie zastąpione „8. sezonem Wojen klonów„. Jednak detale, progres fabuły, klimat i niepowstrzymana ekscytacja, którą buduje, sprawia, że czuję się spokojny. Myślę, że przez wiele lat twórcy szykowali nas na takie widowisko i mam nadzieję, że nie rozczarują nas, pokazując szczyt swoich możliwości.
No właśnie… jest dobrze, ale panują te niedociągnięcia. Jednak po latach nie lubie w sumie Rebelsów, a nowo-odświeżonemu „TCW” kibicuję z ogromnym sercem w oczekiwaniu na kolejne odcinki ;)