Stało się. Za nami ostatni odcinek 1. sezonu Parszywej zgrai. Piszę to niechętnie i naprawdę chciałbym móc użyć innych słów przy podsumowaniu najważniejszego epizodu, ale nie był to tak satysfakcjonujący finał, na jaki liczyłem po emocjonującym poprzednim odcinku.
Utracone Kamino – bo taki tytuł nosi najnowszy odcinek – rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zatrzymaliśmy się w ubiegłym tygodniu. Hunter, Echo, Tech, Wrecker, Crosshair, AZ i Omega uciekają z tonącej w głębokim oceanie placówki na Kamino… i w zasadzie na tym polega cały epizod. Przez 26 minut jesteśmy świadkami tego, jak Oddział 99 próbuje wydostać się ze zniszczonego kompleksu, a w międzyczasie obserwujemy emocjonalną walkę Crosshaira z samym sobą, przekonującego siebie i innych, że jego lojalność leży po stronie Imperium, zaś dawni towarzysze sprzeniewierzyli się swojemu przeznaczeniu.
Pokonując kolejne przeszkody na swojej drodze ku powierzchni, bohaterowie jednocześnie starają się pozostawić na dnie oceanu dawne niesnaski, lecz za każdym razem, kiedy tylko mają chwilę na złapanie oddechu, uderzają one ze zdwojoną siłą. Na tle całego tego emocjonalnego zgiełku zdecydowanie wybija się Omega, u której jak na dłoni widać wewnętrzny rozwój i większą dojrzałość względem dziewczynki, jaką pamiętamy z pierwszych odcinków The Bad Batch. Mam niestety wrażenie, że pozostali członkowie Zgrai zatrzymali się gdzieś w momencie rozpadu Oddziału, a ich zatarg będzie się za nami ciągnął przez cały 2. sezon.
Podczas seansu cały czas towarzyszyła mi myśl: „Kiedy oni wreszcie się stąd wydostaną i coś się będzie działo?”. Być może za wiele się spodziewałem i moim błędem było podejście do całej sprawy z oczekiwaniami – zazwyczaj staram się mieć otwarty umysł i w pierwszej kolejności doszukuję się wszędzie pozytywów, jednak po świetnej pierwszej części finału (i w zasadzie całym sezonie, bo nawet fillery zazwyczaj dostarczały mi masę przyjemności) nie spodziewałem się, że druga część, teoretycznie ważniejsza, będzie o kilka poziomów niżej…
Z jednej strony próbuję zrozumieć twórców, bo kwestia Crosshaira rzeczywiście wymagała jakiegoś rozwinięcia, a nawet zamknięcia, ale problem w tym, że nie otrzymała ani jednego, ani drugiego. Co gorsza, we wcześniejszych epizodach zainicjowano mnóstwo pobocznych wątków, z których połowa również nie doczekała się jakiegokolwiek wyjaśnienia. I tak, wiem, że prawdopodobnie więcej dowiemy się w ramach 2. sezonu Parszywej zgrai, ale sądzę, że przy planowaniu struktury fabuły ważne jest, aby historia stanowiła całość i działała nawet w oderwaniu od jej kontynuacji. Tutaj tego nie mamy – finał 1. sezonu nie dostarczył nawet namiastki satysfakcji, jakiej moglibyśmy oczekiwać.
W niewielkim stopniu grzechy Utraconego Kamino zostały odkupione przez ostatnią scenę, w której widzimy przylot Nali Se do imperialnej placówki. Na platformie wita ją kobieta, nosząca na swoim mundurze dokładnie ten sam symbol, jaki posiadał doktor Pershing z 1. sezonu The Mandalorian. To chyba ostatecznie potwierdza teorię, że Grogu ma coś wspólnego z badaniami nad sklonowaniem Palpatine’a.
To prawdopodobnie najkrótsze wrażenia, jakie przyszło mi napisać w ramach omówienia Star Wars: The Bad Batch. Spodziewałem się, że dostaniemy masę materiału do analizy i oceny, tymczasem odcinek 16. był w ten aspekt bardzo ubogi. Wciąż jednak czekam na sezon 2., bowiem animacja jako całość spełniła pokładane w niej nadzieje i jestem naprawdę ciekaw, jakie przygody czekają na Oddział 99 w przyszłości.
3 komentarzy