Recenzje

„Star Wars: Visions” – recenzja antologii anime

Fanem anime z pewnością nie jestem – w życiu widziałem zaledwie jeden film i serial, jednak nie wynika to z mojej niechęci do tego gatunku animacji per se. Raczej nie miałem okazji do częstszych seansów. Mimo to niecierpliwie oczekiwałem na premierę Star Wars: Visions. Głównie za sprawą ogromnej dawki kreatywności, którą można było dostrzec w zwiastunach, oraz silny powiew świeżości po wielu wtórnych produktach serwowanych nam przez Lucasfilm. Czy zatem najnowsze dziecko Gwiezdnych wojen jest pozycją godną uwagi? Przekonajmy się.

The Duel/Pojedynek

Pierwszy odcinek i od razu ogromna bomba. Zrealizowany w czarno-białej stylistyce z kolorowymi elementami świecącymi, od początku do końca stanowi hołd złożony klasyce kina samurajskiego i Akirze Kurosawie, z których tak chętnie czerpał sam George Lucas. Oprawa graficzna prezentuje się wspaniale i nieźle współgra z opowiadaną historią. Ta, choć prosta i przewidywalna – ot, zbłąkany ronin wraz ze swoim droidem przybywają do wioski, która zostaje najechana przez bandytów dowodzonych przez Lady Sith – to trzyma w napięciu i jest doskonałym pretekstem do ukazania tytułowego pojedynku. Jest efektownie, lecz nie do przesady (na to przyjdzie czas później), jest także całkiem pomysłowo, czego najlepszym przykładem jest wątek imbryka… Zrozumiecie, jeśli widzieliście.


Tatooine Rhapsody/Rapsodia na Tatooine

Niestety drugi odcinek to drastyczny spadek formy – jeden z dwóch, o których z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że mi się nie podobały. Historia rockowej grupy wypada zupełnie inaczej, niż się tego spodziewałem i de facto muzyki za wiele tutaj nie znajdziemy. Jedna piosenka na wstępie i w finale to za mało, by przyciągnąć do ekranu oryginalnością i czuć tutaj nieco zmarnowany potencjał. Tym bardziej, że cała reszta nie wypada równie interesująco – fabuła jest co prawda dość rozczulająca, jednak nie wybrzmiewa na tyle mocno, kiedy ledwo poznajemy członków grupy, zaś wrzucenie tutaj znanych postaci, a tym bardziej połączenie jednego z protagonistów z Jedi, są zupełnie zbędne dla opowieści i nie znajduję dla nich usprawiedliwienia. Nie pomaga też styli wizualny, który spodobał mi się chyba najmniej spośród wszystkich odcinków.


The Twins/Bliźnięta

Widziałem już sporo nieprzychylnych komentarzy wobec tego odcinka, jednak zupełnie się z nimi nie zgadzam. To bardzo dobry epizod, jednak wyjątkowo specyficzny i potężnie przesadzony… Fabuła skupia się na losach tytułowych bliźniaków, Karre’a i Am – eksperymentu genetycznego, który akolici Sithów (zapewne ci sami, których poznajemy w Skywalker. Odrodzenie, po akcji którego nota bene osadzona jest akcja odcinka) przeprowadzają z użyciem Ciemnej strony Mocy. W pewnym momencie chłopak sabotuje jeden z projektów resztek Imperium, co ostatecznie prowadzi do konfrontacji z jego siostrą. Konfrontacji, która przegina w każdy możliwy sposób… Oddychanie w próżni? Jest. Bicze świetlne? Są. Zasilane kyberami zbroje? A jakże. Żywcem wyciągnięty z konceptów do Przebudzenia Mocy pomysł rozcinania gwiezdnego niszczyciela mieczem świetlnym? W to mi graj. Naprawdę świetnie się bawiłem podczas oglądania tego szaleństwa i mimo wszystko nie czuję, by twórcy przekroczyli granicę rozsądku, choć niebezpiecznie się do niej zbliżyli. Największy zarzut miałbym do kreski, która jest rażąco pozbawiona detali (za wyjątkiem protagonistów).


The Village Bride/Oblubienica

Odcinek, który w piękny sposób ukazuje harmonię życia i jedność z przyrodą, a na dodatek wygląda całkiem ładnie, choć niekiedy zbyt pusto. Śledzimy losy dwójki uciekinierów, którzy trafiają do społeczności przeżywającej wesele… nie do końca szczęśliwe, bowiem młoda para nazajutrz będzie musiała oddać się jako zakładnicy terroryzującej osadę grupie bandytów. Choć od początku możemy domyślić się tożsamości głównej bohaterki i przewidzieć finał opowieści, to w jakiś sposób nie mogłem oderwać się od seansu i nacieszyć widokami oraz świetną muzyką. Trudno mi napisać o tym odcinku coś więcej, nie dzieje się tu za wiele, ale całościowo wypada całkiem zadowalająco.


The Ninth Jedi/Dziewiąty Jedi

Nastały mroczne czasy w galaktyce, Jedi są na skraju wyginięcia, a sztuka wykuwania mieczy świetlnych zaginęła wieki temu. Wtem, jeden z władców planety leżącej na skraju galaktyki wysyła sygnał, w którym przywołuje ocalałych rycerzy Jedi, by wręczyć im skonstruowane przez swojego kowala bronie, dające nadzieję do dalszej walki. Fabuła odcinka brzmi fantastycznie i prezentuje chyba najciekawszą alternatywną wizję świata, którą chętnie poznałbym dogłębnie. Scenariusz i realizacja świetnie się uzupełniają, budując napięcie na oczywistej pułapce – pytanie tylko, kiedy i kto ujawni swoje prawdziwe zamiary. Bardzo przyjemnie wypada też główna bohaterka, córka kowala, która zaczyna odkrywać w sobie Moc. Na spore uznanie z mojej strony zasługuje również pomysł z mieczami świetlnymi, które zmieniają kolor ostrza błyskawicznie, zależnie od tego, kto akurat nim włada. Wizualnie całokształt prezentuje się naprawdę ładnie, również w bardziej dynamicznych scenach, których tu nie brakuje.


T0-B1

Drugi z moich ulubionych odcinków, który ogromnie ogrzał moje serduszko. Przepiękna opowieść o droidzie, chcącym zostać Jedi. Relacja T0-B1 z ojcem-budowniczym, a także marzenia o poszukiwaniu Mocy oraz kryształu kyber do miecza świetlnego wypadają niezwykle uroczo i emocjonalnie. Dorzućmy do tego motyw sztucznego kreowania życia i dążenie do poznania tego, co czyni daną istotę Jedi, a dostaniemy bardzo kompletny i wyczerpujący w tak krótkiej formie scenariusz. Jakby tego było mało, odcinek wygląda prześlicznie, choć wymaga chwili do przyzwyczajenia się do zupełnie odmiennego od reszty stylu.


The Elder/Starzec

Jedno z większych rozczarowań, które poza kwestiami wizualnymi nie jest w stanie zaoferować nic ciekawego. Ot, mistrz i uczeń podróżując przez galaktykę czują zakłócenie Mocy, które skłania ich do lądowania na pobliskiej planecie. Słyszą tam opowieść o pewnym starcu, który niedawno zaszył się w górach. Dorzućmy do tego jeszcze obowiązkowy pojedynek i otrzymamy całość odcinka. Jedną z największych bolączek jest jednak przegadanie. Epizod wypełniony jest masą dialogów, które nawet nie próbują silić się na coś bardziej zapadającego w pamięć i tylko potęgują nudę. Choć samo starcie z tytułowym starcem wygląda całkiem przyzwoicie, zwłaszcza w drugiej połowie jest całkiem spektakularne, tak ostateczny wynik jest mocno niesatysfakcjonujący, a same losy Sitha pozostawiają spory niedosyt.


Lop & Ochō

Najlepszy odcinek antologii – oto właśnie on. Gwiezdne wojny od zawsze były opowieścią o rodzinie i ten epizod akcentuje to najmocniej, stawiając pytanie, czy ważniejsze są więzy krwi, czy wiara w te same ideały. Tytuł odwołuje się do dwóch sióstr – naturalnej Ochō oraz adaptowanej, wyglądającej na humanoidalnego królika Lop, które żyją na planecie, stającej się celem Imperium, zamierzającego znacznie rozwinąć świat pod kątem technologicznym, co jednak będzie wiązało się ze zniszczeniem środowiska naturalnego. Choć dylematy te nie powinny stanowić większego wyzwania, tak twórcy całkiem naturalnie osadzają w nich bohaterów i kierują ich losy różnymi drogami, prowadząc tym samym do emocjonalnego rozstrzygnięcia. Na dodatek to zdecydowanie najładniejszy odcinek, urzekający przepiękną animacją i tłami.


Akakiri

To prawdopodobnie najdziwniejszy epizod, zarówno pod kątem stylistyki, jak i fabuły. Obserwujemy losy Jedi i jego trojga towarzyszy, wędrujących do pałacu opanowanego przez Sitha. Większość tej wędrówki niestety nie wypada zbyt ciekawie (chociaż dwójka bohaterów przywołujących na myśl ludzkich R2-D2 i C-3PO nieco ją poprawia) i jakakolwiek fabuła pojawia się dopiero wraz z dotarciem do pałacu, gdzie czeka ich konfrontacja z Masago, przybierająca bardzo zaskakujący i mroczny obrót, ocierający się wręcz o oniryzm. Zdecydowanie zabrakło tutaj większej spójności i koncentracji na wewnętrznych przeżyciach bohaterów, by finał lepiej wybrzmiał. Jak wspomniałem, nietypowo wypada też styl graficzny, co do którego nadal nie jestem w stanie powiedzieć, czy mi się spodobał, czy też nie. Wyjątkowo dziwnie przedstawiał postaci, jednak scenografie wyglądały naprawdę ładnie i klimatycznie.


Mam też kilka ogólnych uwag do całego serialu. Pierwszą z nich zdecydowanie zaliczyłbym do negatywów, a jest to wszędobylskość Jedi i mieczy świetlnych. Rozumiem, że to może wynikać z korzeni Gwiezdnych wojen i kina samurajskiego (chyba że twórcy nie wiedzieli, w jaki sposób podkreślić kreowane uniwersum inaczej, niż przez najbardziej rozpoznawalny element?), jednak staje się zwyczajnie męczące w drugiej połowie serialu i wyraźnie brakuje jakiegoś tematycznego przełamania. Część tej odmiany charakteru z pewnością zapewniała różnorodność styli graficznych i za to chylę czoła, nawet jeśli nie wszystkie przypadły mi do gustu. Pochwalić muszę także muzykę, która jednocześnie potrafi przywodzić na myśl partytury Johna Williamsa, jak i kreować zupełnie nowe dźwięki, które nie brzmią zupełnie obco jak na Star Wars, ale i bardzo dobrze pasują do historii. Bardzo solidnie wypada też cała sfera designu, świetnie oddająca ducha Gwiezdnych wojen, a przy tym serwująca masę pięknych strojów , pojazdów czy miejsc.

Serial oglądałem z japońskim dubbingiem i polskimi napisami. Aktorzy głosowi byli dobrani bardzo dobrze i niesamowicie podbijają wrażenia z seansu. Nie wiem, czy wersja anglojęzyczna dałaby ten sam efekt. Trudno mi ocenić jakość tłumaczenia przy nieznajomości języka japońskiego, jednak nie zauważyłem żadnych zgrzytów bądź błędnego nazewnictwa.

Podsumowanie wydaje się więc w takiej sytuacji zbędne – osobiście jestem zachwycony tym, co otrzymałem. Większość odcinków mnie co najmniej zadowoliła, a przede wszystkim pokazała, jak wiele kreatywnych rozwiązań kryje się w Star Wars oraz na ile ciekawa jest odmienna perspektywa kulturowa. To był potrzebny eksperyment i mam nadzieję, że na nim się nie zakończy. Sayōnara!

Podobne posty

Back to top button

Wykryto Adblocka :(

Hej! Nasza strona to owoc pracy pasjonatów, lecz musi się również utrzymać! Działamy głównie dzięki reklamom, które wyświetlamy. Rozważ wyłączenie Adblocka, aby zapewnić nam możliwość dalszego dostarczania ciekawych treści.