Recenzje

Wielka Republika. W ciemność – recenzja

Z tą książką wiązałem ogromne nadzieje – nie dość, że era Wielkiej Republiki na razie przypada mi do gustu, co potwierdza każdy kolejny materiał, to autorką Into the Dark jest Claudia Gray, odpowiedzialna za m.in. Więzy krwi, Utracone gwiazdy czy Mistrza i ucznia, czyli książki powszechnie bardzo lubiane i cenione przez fanów. Sam należałem do grona osób, którym gwiezdnowojenna literatura pani Gray bardzo się podobała. Nie spodziewałem się jednak takiego obrotu spraw.

the-high-republic-into-the-dark-claudia-gray.jpg

Into the Dark osadzone jest nieco na uboczu głównej osi wydarzeń ery. Na kartach powieści obserwujemy losy niemałej grupy bohaterów, do której należą padawan Reath Silas, mistrz Cohmac Vitus, rycerze Orla Jareni i Dez Rydan, a także piloci statku o fantazyjnej nazwie Vessel – Affie Hollow, Leox Gyasi oraz wyglądający i zachowujący się jak kamień Geode. W trakcie podróży na Zewnętrzne Rubieże za sprawą Wielkiej Katastrofy nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem, przez co drużyna ląduje na zapomnianej stacji kosmicznej, która okazuje się być dawnym przyczółkiem Amaxińskich wojowników. W trakcie badania stacji bohaterowie spotykają innych ocalałych z katastrofy, zaś Jedi mierzą się z przerażającymi wizjami i wyczuwają silną obecność Ciemnej strony Mocy…

Niech o moich ogólnych wrażeniach na temat lektury świadczy fakt, że od premiery, kiedy to zacząłem czytać książkę, minęły już ponad 2 miesiące. Tak, moim zdaniem to pierwsza słaba powieść Claudii Gray – nie ryzykowałbym stwierdzenia, że to jedna z najgorszych książek kanonu, ale Into the Dark jest do tej grupy dużo bliżej niż do tych najlepszych. Zupełnie nie mogę uwierzyć, że to dzieło tej samej autorki, która dostarczyła nam wybitne powieści i była gwarantem jakości. Trudno tu nawet znaleźć styl, do jakiego nas przyzwyczaiła. Ale po kolei.

Częściowo pozytywem, a częściowo wadą powieści są postaci, jednak i one wypadają blado w porównaniu do reszty twórczości Gray. Podejrzewam, że to głównie pokłosie sporej liczby protagonistów – wszystko się rozmywa, kiedy autorka chce opisać jak najwięcej bohaterów, a ostatecznie ledwie zarysowuje każdego z nich. Ciężko mi bowiem powiedzieć o postaciach coś więcej – mają nieskomplikowane charaktery (co wcale nie jest złe), a ich osobiste wątki i osobowości często orbitują wokół jednego elementu, który autorka z uporem maniaka przywołuje w każdej możliwej chwili (to już jest trochę złe). Reath? To ten padawan, wolący spędzać całe dnie w Archiwach Jedi i nie opuszczać Coruscant. Affie? Zafascynowana tym, dlaczego wspomniana wcześniej stacja związana jest z Gildią prowadzoną przez jej matkę. Geode? Kamień, który byłby naprawdę sympatyczny (mimo bycia kamieniem), ale Claudia zdecydowanie nadużywała w jego kontekście bardzo humanizujących opisów, obejmujących głównie patrzenie. Pod koniec powieści zabieg ten sprawiał wrażenie, jakby śmieszył już tylko autorkę, bo wszyscy inni zdążyli załapać, o co chodzi w żarcie. Orla? Umbaranka z dwoma białymi mieczami, która bardziej ufa intuicji niż zaleceniom Rady, przez co rozważa stanie się Wayseekerem. I tak dalej, każdy bohater może być opisany takim zdaniem, które definiuje praktycznie całe jego działania i rozterki. Koniec końców jedynie Reath i Affie wydają się przejść jakąś konkretną drogę i zmienić swoje nastawienie.

Żeby była jasność – wszyscy bohaterowie byli naprawdę miłymi postaciami, każdy przypadł mi do gustu. Szczególnie dobrze wspominam interakcje między nimi, które wypadały bardzo naturalnie, niewymuszenie. Najbardziej boli to, że byli w większości tak płytcy i niewyraziści, iż żaden z nich nie zawładnął moim sercem – liczę, że kolejne materiały z The High Republic rozwiną ich nieco lepiej.

Największą zaletą książki jest budowanie świata – pod kątem rozwoju uniwersum Claudia się postarała i dostarczyła masę smaczków czy dopowiedzeń, między innymi do swojej wcześniej twórczości. Mówię tu przede wszystkim o Amaxińskich wojownikach – wojowniczym ludzie, istniejącym u zarania Republiki. To na nich wzorowała się paramilitarna organizacja, stanowiąca podwaliny Najwyższego Porządku w Więzach krwi. Tym razem dowiadujemy się nieco więcej o prawdziwych Amaxinach, ich historii i kulturze. Do tego autorka sprawnie splotła ten wątek z Drengirami i komiksem The Rise of Kylo Ren. W tym drugim mogliśmy już obserwować stację, będącą centralnym punktem akcji powieści, a w czasach komiksu pełniącą rolę siedziby Snoke’a. Z kolei roślinopodobne potwory okazują się mieć powiązania z antycznymi Sithami i już przebieram nóżkami w oczekiwaniu na rozwinięcie tej historii. Szkoda tylko, że kreacja Drengirów jest tak odmienna od komiksowej, znanej z serii The High Republic od Cavana Scotta, i niestety gorsza. Wydają się zbyt ludzcy, ich ciągłe rozmowy i śmiechy odebrały im całą obcość i poczucie zagrożenia, jakie biły z kart komiksu.

Oczywiście nie zabrakło także rozbudowy Zakonu Jedi. Poznaliśmy lepiej członków ówczesnej Rady Jedi, dowiedzieliśmy się nieco więcej o szkoleniu i padawanach. Bardzo spodobała mi się koncepcja „Kyber Arch” – ogromnego łuku stojącego wewnątrz świątyni na Coruscant, który zbudowany był z kryształów kyber pochodzących z mieczy poległych Jedi. Na krótką chwilę akcja przeniosła się także w podziemia świątyni – do kapliczki Sithów, która okazała się być silnie połączona z Mocą.

Zdecydowanie najpoważniejsze zastrzeżenia mam do fabuły książki – zarówno od strony jej konstrukcji, jak i samej treści. Całość sprawia wrażenie dwóch bardzo podobnych powieści, które sklejono w jedną, a jakby tego było mało, co kilka rozdziałów plącze nam się wątek retrospekcji, nie wnoszący absolutnie nic, czego nie wiedzielibyśmy z właściwej linii czasowej. Zapytacie, czemu to wygląda jak połączenie dwóch książek? Cóż, w pierwszej połowie bohaterowie trafiają na stację przypadkiem i starają się ją zbadać, podczas gdy w drugiej wracają tam celowo, dowiadując się że Drengiry i Nihilowie będą starać się ją opanować. Choć mogłoby się wydawać, że dzięki takiej konstrukcji akcja będzie pędzić na złamanie karku, to tak nie jest. A przynajmniej nie do końca, gdyż Claudia ma dziwną manierę skupiania się na mało istotnych wydarzeniach i ich długiego opisywania, podczas gdy przez niektóre przelatuje z prędkością błyskawicy – choćby wspomniana wcześniej wizyta w kapliczce Sithów. Tempo całej powieści jest strasznie powolne, co nie byłoby wadą, gdyby autorka była w stanie wynagrodzić to czytelnikowi – a tak brakuje i akcji, i głębszych przemyśleń bohaterów lub interesujących rozmów między nimi, wypełniających spokojne fragmenty. Na dodatek powieść nie potrafiła mnie zupełnie zaangażować emocjonalnie czy wystarczająco zainteresować, abym nie potrafił na dłuższą chwilę oderwać się od lektury.

Niewątpliwą zaletą polskiego wydania książki jest tłumaczenie w wykonaniu Anny Hikiert-Berezy – w przeciwieństwie do oryginału z łatwością pochłaniałem kolejne strony. Tłumaczenie cechuje spora ilość luzu, którego potrzebę odczułem dopiero podczas powtórnej lektury. Nie natrafiłem też na żadne zgrzyty, czy błędy drukarskie. Zresztą, nie ma co się temu dziwić, wydawnictwo Olesiejuk ciągle trzyma wysoki poziom jakości swoich wydań. Podobnie, jak poprzednie pozycje, również tę wydano w miękkiej oprawie ze skrzydełkami, na których znalazł się fragment powieści (krótki opis trafił tym razem na tylną część okładki) oraz, standardowo, notka o autorce. Cała powieść zajmuje 512 stron – choć może się to wydawać sporo, to jest spowodowane nieco większym rozmiarem czcionki i mniejszą ilością tekstu na stronie, niż w „dorosłych” książkach Star Wars.

Trochę z bólem przymierzam się do tego podsumowania – chciałbym móc wymienić jeszcze więcej elementów, które przypadły mi do gustu i starać się wytłumaczyć potknięcia. Tego jednak zrobić nie mogę i muszę się pogodzić z faktem, że za mój największy powieściowy zawód kanonu odpowiada Claudia Gray. Osobiście nie polecam tej książki, sama w sobie jest nieciekawa, nie rozwija w znaczący sposób ery The High Republic, a dotychczas opublikowane powieści i komiksy z tej ery zdecydowanie lepiej radzą sobie z przedstawieniem wątków, które są także podejmowane w Into the Dark. Jednocześnie spotkałem się z ogromem pozytywnych opinii, więc decyzja o przeczytaniu należy wyłącznie do Was.


Autor recenzji: Michał Żebrowski

  • Tytuł: „Star Wars: Wielka Republika. W ciemność”
  • Autor: Claudia Gray
  • Wydawnictwo: Olesiejuk
  • Data premiery wydania: 17 września 2021

Podobne posty

2 komentarzy

  1. To ja dla odmiany powiem, że dla mnie jest to najciekawsza powieść z pierwszej fali Wielkiej Republiki. Zgadzam się, że to dwie książki w jednej i niezbyt wyważoną dynamiką, ale dwójka bohaterów i lekkość narracji mi to wynagrodziły, a Geode nie nudził do samego końca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button

Wykryto Adblocka :(

Hej! Nasza strona to owoc pracy pasjonatów, lecz musi się również utrzymać! Działamy głównie dzięki reklamom, które wyświetlamy. Rozważ wyłączenie Adblocka, aby zapewnić nam możliwość dalszego dostarczania ciekawych treści.