Recenzje

„Star Wars Jedi: Fallen Order” – recenzja

Od wczoraj mamy w końcu szansę na zagłębienie się w świat Gwiezdnych Wojen przedstawiony za pośrednictwem fabularnej gry singleplayer, czyli Star Wars Jedi: Upadły zakon. Jest to rodzaj doświadczenia, na które wielu fanów sagi liczyło od lat (ostatni pełnoprawny tytuł singleplayer osadzony w odległej galaktyce wyszedł 9 lat temu), więc i wymagania względem takiego projektu były spore. Po spędzeniu przy grze kilkunastu godzin mogę powiedzieć, że twórcy z Respawn Entertainment sprostali niełatwemu zadaniu, jakie przed nimi stało.

Jako że recenzje na naszej stronie z reguły nie zawierają spoilerów, również w tym wypadku postaram się ograniczyć szczegóły fabularne do minimum. Nie przeszkadza to jednak w tym, abym jakość tej fabuły ocenił (przynajmniej na podstawie tej części, którą zdążyłem już poznać).

Fabuła

Nasz bohater, Cal Kestis, zaczyna swoją przygodę na planecie Bracca, gdzie pracuje przy złomowaniu okrętów z czasów Wojen klonów i za wszelką cenę unika Imperium, od lat polującego na rycerzy Jedi, którzy przetrwali wykonanie Rozkazu 66. Jak łatwo możecie się domyślić, tożsamość protagonisty niedługo zostaje odkryta i w pogoń za nim rzucają się Inkwizytorzy. Pod koniec tego krótkiego, ale jednocześnie ciekawego prologu, dobrze nakreślającego charakter Cala, przedstawiającego klimat, jaki będzie nam towarzyszył przez większość gry, oraz uczącego podstawowych mechanik, udaje nam się uciec z Bracci na pokładzie Modliszki – statku, który wraz z Greezem, Cere i BD-1 będzie nam towarzyszył przez całą grę.

Dalsza część wątku fabularnego skupia się na odkrywaniu sekretów Zakonu Jedi oraz dawno wymarłej rasy, potrafiącej korzystać z Mocy. Więcej nie zdradzę Wam w tym tekście, ale mogę powiedzieć, że z każdą kolejną odwiedzoną przez mnie planetą historia robi się coraz ciekawsza i bardziej intrygująca. Wszystko to dopełnia fakt, że gra jest mocno związana z komiksami z serii Dark Temple, co tylko zachęcało mnie do dalszego odkrywania sekretów z nadzieją, że za chwilę znajdę kolejne nawiązanie.

Mechanika

We wcześniejszych akapitach wspominałem już pobieżnie o kilku mechanikach występujących w grze, ale wydaje mi się, że jest to temat, któremu trzeba poświęcić znacznie więcej miejsca.

Pamiętacie przedpremierowe opisy, wedle których Fallen Order łączy w sobie cechy Dark Souls, God of War i Metroidvanii? Wszystko to widać jak na dłoni, gdy już utoniemy w tym świecie i znamy jednocześnie wymienione wcześniej tytuły. Sam przechodzę grę na wysokim poziomie trudności i mogę powiedzieć, że walki bywają wymagające, przeciwnicy nie dają nam wytchnienia, a nieumiejętne stosowanie kombinacji bloków i ataków szybko prowadzi do dotkliwego zgonu. Dlaczego dotkliwego? Cóż, gdy zginiemy, tracimy punkty doświadczenia, jakie zdobyliśmy przed śmiercią, a odzyskać je możemy tylko poprzez zabicie wroga, który nam je odebrał. Taki system sprawia, że każde starcie traktuję poważnie i jeszcze mocniej zależy mi na tym, żeby nie zginąć, bo śmierć będzie wiązała się nie tylko z potrzebą ponownego wczytania gry, ale także z wymierną stratą w postaci regresu naszego postępu.

Warto też wspomnieć o różnorodności przeciwników, która jest zaskakująca. Mamy łącznie kilkadziesiąt wariacji ludzkich oponentów oraz lokalnej fauny na każdej z planet. Wiedziałem już przed premierą, że będzie tego sporo, ale to, co zobaczyłem, przeszło moje oczekiwania.

Kolejną ważną kwestią są lokacje. Skonstruowane są tak, abyśmy przez cały czas musieli główkować, jak dostać się w określone miejsce – praktycznie na każdym kroku znajdziemy zagadki środowiskowe i logiczne. Ogromny plusem jest w moich oczach również to, że nikt nie mówi nam wprost, co i jak mamy robić, ponieważ wszystko zależy tu od inwencji gracza i jego chęci do poświęcenia chwili na rozwiązanie łamigłówki (aż przypominają się stare, dobre czasy z Jedi Outcast). Wymóg myślenia nie oznacza jednak, że zapomniano o aspekcie zręcznościowym – nieraz podczas eksploracji musiałem wyczuć dobry moment do spowolnienia Mocą jakiegoś obiektu, żeby na niego wskoczyć, czy chwycenia się liny w odpowiednim momencie, gdy wyskoczyłem akurat z lodowej ślizgawki w podziemiach Zeffo.

Ostatnią z wartych omówienia mechanik jest budowa miecza świetlnego, ponieważ czegoś takiego nie mieliśmy jeszcze w żadnej grze Star Wars. Możemy stworzyć własny, spersonalizowany miecz, którym Cal będzie się posługiwał w trakcie przygód. Dostępne do wyboru są kolory ostrza, emiter, włącznik, uchwyt oraz materiał, z jakiego będzie wykonana całość. Mówiąc krótko, miłośnicy personalizacji mają tutaj duże pole do popisu.

Grafika, dźwięk i działanie

Kwestie wizualne i dźwiękowe prezentują się w Upadłym zakonie na przyzwoitym poziomie, choć te pierwsze charakteryzują się dość… sinusoidalną jakością. O ile muzyce i całemu udźwiękowieniu nie mogę niczego zarzucić, tak grafika momentami potrafi zachwycić, by za chwilę sprawiać wrażenie nieco przestarzałej. Sądzę, że twórcy nie przywiązywali do tego aspektu przesadnie dużej uwagi, o czym może świadczyć dość ubogi wybór ustawień graficznych. Grając na sprzęcie całkiem wydajnym (specyfikacja mojego PC znajduje się na końcu tekstu), mogę pozwolić sobie na najwyższe ustawienia graficzne, jednak grze zdarza się „zgrzytać” w momencie zaczytywania kolejnej części odwiedzanej lokacji. Nie jest to bardzo uciążliwe, ale momentami potrafi zaburzyć immersję.

Wracając jeszcze na chwilę do dźwięku, chciałem zaznaczyć, że nie wypowiem się na temat polskiego dubbingu, ponieważ grę od razu odpaliłem w języku angielskim. Dla mnie Star Wars istnieje tylko w takiej wersji i nie potrafię przemóc się do grania inaczej. O udźwiękowieniu anglojęzycznym mogę za to mówić w samych superlatywach – dialogi poprowadzone są zgrabnie, a aktorzy odpowiednio dobrani do swoich ról. Także Cameron Monaghan, który użyczył twarzy i głosu Calowi Kestisowi, świetnie sprawdził się w roli aktora dubbingowego.

Podsumowanie

W podsumowaniu pozwolę sobie przekopiować fragment wpisu, zamieszczonego wczoraj przeze mnie na naszym fanpage’u. Niech będzie on dla Was sugestią na temat tego, co w ogólnym rozrachunku myślę o Upadłym zakonie.

Choć tytuł ten nie wprowadza do świata rozrywki elektronicznej niczego odkrywczego, to mogę powiedzieć, że to chyba najgłębsze singleplayerowe doświadczenie, jakie przeżyłem w grach wideo od wielu, wielu lat – nie tylko w kategoriach gier Star Wars, ale w ogóle.


Specyfikacja komputera, na którym przechodzę Jedi: Fallen Order:

  • Procesor: AMD Ryzen 5 2600 (Six-Core 3.40 GHz)
  • Karta graficzna: Radeon RX 590 Fatboy (8 GB)
  • RAM: 16 GB
  • Dysk: SSD
  • Rozdzielczość ekranu: 1920×1080

Podobne posty

Back to top button

Wykryto Adblocka :(

Hej! Nasza strona to owoc pracy pasjonatów, lecz musi się również utrzymać! Działamy głównie dzięki reklamom, które wyświetlamy. Rozważ wyłączenie Adblocka, aby zapewnić nam możliwość dalszego dostarczania ciekawych treści.